„Tożsamość człowieka nie jest czymś, co się posiada – lecz procesem, który się przeżywa.”
— Erik H. Erikson
W czasach nadmiaru bodźców, społecznych masek i ról pełnionych w trybie ciągłym, pytanie kim jestem, gdy nikt mnie nie widzi – staje się nie tylko ważne. Staje się konieczne.
Bo właśnie wtedy, gdy zdejmiemy z siebie obowiązki, funkcje, wizerunki – zostaje coś znacznie bardziej kruchego i zarazem bardziej prawdziwego. Tożsamość nie jako etykieta, lecz jako doświadczenie bycia.
Tożsamość zapożyczona – fundament, który nie jest nasz
Tożsamość – z psychologicznego punktu widzenia – nie jest „rzeczą”, którą można posiadać. To proces, który powstaje w ciągłym dialogu z otoczeniem. Już od dzieciństwa nasiąkamy komunikatami: co wolno, czego nie wypada, kim warto być. W efekcie – jak pisał G.H. Mead – część naszej tożsamości staje się odbiciem społecznych oczekiwań, a nie odzwierciedleniem naszej autentyczności.
W psychologii mówimy o tożsamości zapożyczonej – wewnętrznej strukturze psychicznej, która powstała nie w odpowiedzi na naszą prawdę, ale na potrzeby systemu: rodzinnego, edukacyjnego, społecznego. Rola „dzielnej”, „pomocnej”, „kompetentnej” może być środkiem przetrwania – ale kiedy staje się jedyną dostępną wersją siebie, pojawia się wewnętrzne rozdarcie.
Rola jako schronienie – i jako więzienie
Psychoterapia humanistyczna i egzystencjalna od lat podkreśla, że identyfikacja z rolą może dawać poczucie bezpieczeństwa – ale też odcinać od siebie. Donald Winnicott nazwał to zjawisko „fałszywym selfem” – konstruktem, który chroni nas przed zranieniem, ale jednocześnie blokuje dostęp do spontaniczności, bliskości i prawdziwego przeżywania.
Role, które pełnimy, często zaczynają się jako wybór – ale z czasem stają się przymusem. Wiele kobiet, z którymi pracujemy w procesach terapeutycznych i rozwojowych, nie potrafi już odróżnić: gdzie kończy się ich prawda, a zaczyna społeczna funkcja.
Deidentyfikacja – pierwszy krok do siebie
Wyjście z tego schematu nie oznacza rewolucji. Oznacza mały akt odwagi: rozpoznanie, że to, co robię – to jeszcze nie wszystko, kim jestem. Oznacza pytania:
– Czy to jest moje?
– Czy nadal chcę tak żyć?
– Kim jestem, gdy nie gram?
Proces deidentyfikacji – opisany m.in. przez Carla Rogersa i Irvina Yaloma – to nie odrzucenie ról, lecz uzyskanie do nich dystansu. To zaproszenie do życia bardziej z wyboru niż z przymusu.
Jeśli to temat, który Cię porusza – sięgnij głębiej
Ten artykuł to tylko pierwszy krok. Całość rozwinięcia – wraz z odniesieniami do badań z psychologii rozwoju, teorii przywiązania, neuronauki i duchowości – znajdziesz w ebooku:
„Kim jestem, kiedy nikt nie patrzy?”
📘 W ebooku znajdziesz m.in.:
– szczegółową analizę mechanizmów zapożyczonej tożsamości,
– opis ról jako strategii przetrwania i ich psychologicznych konsekwencji,
– pogłębioną refleksję nad maską jako neurobiologicznym mechanizmem ochronnym,
– drogę deidentyfikacji i odzyskiwania autentycznego „ja”,
– duchowe spojrzenie na wolność tożsamościową (Hawkins, Assagioli, Thich Nhat Hanh),
– oraz ćwiczenia somatyczne, pisemne i refleksyjne, które wspierają realny proces powrotu do siebie.
To nie poradnik. To przestrzeń.
Do spotkania z sobą.
Nie tą „na pokaz”, ale tą, która zostaje, kiedy nikt nie patrzy.
Przeczytaj cały artykuł lub sięgnij od razu po ebook: https://projektczlowiek.com.pl/produkt/ebook-kim-jestem-kiedy-nikt-nie-patrzy/
Pozdrawiamy
Ania Nitkiewicz-Jankowska i Grzegorz Zięba